Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mariusz Urbanek żyje aktywnie, ale na trzech kołach

Barbara Kubica
Mariusz Urbanek
Mariusz Urbanek ARC
Mariusz Urbanek urodził się z głębokim porażeniem mózgowym. Dziś żyje aktywniej niż niejeden sprawny mieszkaniec regionu. Na pewno nie raz, nie dwa widzieliście go na trójkołowym rowerze jak przemierzał nasz region. Poznajcie niezwykłą historię.

Mariusz Urbanek żyje na trzech kołach. I jest bardziej aktywny niż niejeden z nas

Wszędzie, gdzie się pojawi, wywołuje spore zainteresowanie. Przechodnie, kierowcy, z zaciekawieniem odwracają głowy. Mariusz Urbanek z Jankowic urodził się z głębokim porażeniem mózgowym. Lekarze bezradnie rozkładali ręce i nie dawali mu szans na przeżycie. Dzisiaj ma 38 lat. Ponieważ na własnych nogach nie jest w stanie się poruszać, zamienił je na trójkołowy, spory rower. I w ten sposób przemierza rocznie tysiące kilometrów. Czasem możecie go spotkać na "Wiślance", czy innej drodze lokalnej. Bo dla Mariusza nie ma praktycznie żadnych ograniczeń. Podróżuje do Częstochowy, Ustronia, Wisły. Żyje pełnią życia. Z zawody jest informatykiem. Czasem uczestniczy nawet w przeróżnych rajdach rowerowych.

- Spośród wielu prób i sposobów leczenia, jakie na owe czasy były dostępne, ja postawiłem na aktywną rehabilitację, a zaczęło się bardzo niewinnie... gdy od mojej cioci dostałem trójkołowy dziecięcy rower typu "Bambino". Na tym rowerze poruszałem się głównie po mojej miejscowości, lecz z biegiem lat wyjazdy stawały się coraz dłuższe, a wraz z dorastaniem rower musiał być wymieniany na nowy, by móc go dopasować do mnie - mówi nam pan Mariusz.

Pasja do jazdy na nietypowym rowerze narastała przez lata. - Mimo ograniczeń fizycznych, nie mogłem sobie pozwolić na to, by się nie dowiedzieć co jest za kolejnym zakrętem, za koleją górką - mówi. Samotnie przemierzył większość miast naszego regionu. Spotkać go można w drodze do Jastrzębia, Wodzisławia, Pszczyny, Rud. Wyjazdy stawały się coraz dłuższe. Dziecięcy rower przestał wystarczać. Kupił specjalistyczny rower w Tychach, później wraz z najbliższymi skonstruował kolejny rower. Było ich już w sumie kilka. - Kiedy przejechałem już swoją najbliższą okolice, Rybnik, ktoś rzucił hasło "a może by tak na pielgrzymkę na rowerze do Częstochowy...". Podczas drugiej pielgrzymki, poznałem kolegę Andrzeja, zapalonego biegacza, któremu pokazałem co to jest rower. Wspólnie z nim jeździłem na lokalne rajdy - mówi pan Mariusz. Do dzisiejszego dnia wspomina samotny wyjazd do Ustronia. - Nadarzyła się okazja załatwienia dogodnego noclegu w Ustroniu, lecz tak się złożyło, że nie było z kim pojechać. W tym czasie odłożyłem też chyba rozsądek do szafy. Wziąłem, spakowałem i pojechałem - opowiada Mariusz. Kłopoty zaczęły się już pierwszego dnia. Pomylił drogi i znalazł się kilkanaście kilometrów od oczekiwanego miejsca, tymczasem na niebie przewalały się czarne chmury. - Kontynuacja jazdy wcale nie była taka łatwa, bo okazało się, że trzeba było przejechać rzekę z kładką, która okazała się niewiele szersza od mojego trójkołowego roweru - wspomina. Zmęczony, ale w jednym kawałku, dotarł do wyznaczonego celu.

Kolejna niespodzianka czekała go na Równicy. - Trafiła mi się idealna pogoda do wspinaczki. Im jednak byłem wyżej, tym niebo stawało się coraz ciemniejsze. Kiedy byłem już blisko szczytu, pogoda całkowicie się załamała, zaczęło lać jak z cebra, a temperatura spadła o kilkanaście stopni - opisuje Mariusz. Szukając jakiegokolwiek schronienia przed deszczem i zimnem, trafił do karczmy. Obsługa lokalu, w zasadzie nie pytając go o zdanie, zorganizowała mu bezpieczny transport ze szczytu do bazy noclegowej.

Na trójkołowym pojeździe pan Mariusz porusza się średnio z prędkością 13-17 kilometrów na godzinę. Oznacza to, że podróż do Ustronia zajmuje mu około 5-6 godzin. Do każdej wyprawy stara się przygotować jak najlepiej potrafi. Dla bezpieczeństwa przyczepia odblaski, planuje postoje, noclegi. Podstawą jest też dobry stan techniczny roweru. - 10 lat temu wspólnie z kolegą Andrzejem pojechaliśmy do Bielska, by zdobyć Przegibek. Kiedy przejeżdżaliśmy przez centrum Bielska, zaczęły do mnie dochodzić dziwne odgłosy. Andrzej bardzo szybko mnie uświadomił, że to nie miejski zgiełk lecz właśnie szprychy w moim rowerze. Na kolejnym postoju u podnóża Przegibka okazało się, że już kilka szprych brakuje a obręcz staje się coraz bardziej koślawa. Zdecydowaliśmy się jednak podjąć to ryzyko i zaatakowaliśmy. Im było wyżej, tym więcej kolejnych szprych odpadało. Brakowało nam około kilometra kiedy podjęliśmy decyzję o ewakuacji. Do domu wróciliśmy korzystając z PKP. Od tej wyprawy minęło już 10 lat, a ja jeszcze czuję gorycz porażki - wspomina rowerzysta.

Dziś całą swoją energię zawodowy informatyk poświęca nie tylko na organizację kolejnej eskapady, ale także na poszukiwanie środków na zakup nowego, specjalistycznego roweru trójkołowego. - Osoby, które mnie znają to wiedzą, że jest dla mnie wielofunkcyjny sprzęt rehabilitacyjny, dziękiktóremu mogę realizować swe pasje, marzenia, mogę poczuć się wolnym - mówi nam pan Mariusz.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na czerwionkaleszczyny.naszemiasto.pl Nasze Miasto